Niedawno wróciliśmy z naszego czwartego karaibskiego rejsu. Czujemy się już więc na siłach przekazać Wam garść informacji na temat tego, jak taką wycieczkę zorganizować, czego się spodziewać i ile to może kosztować.
Kiedy jechać na rejs po Karaibach?
Łatwiej odpowiedzieć na pytanie, kiedy NIE jechać: sezon huraganów na Karaibach trwa od czerwca do listopada. Warto też unikać okresu świąteczno-noworocznego oraz ferii w USA (tzw. mid-winter break – na ogół w lutym i spring break – na ogół w kwietniu). Oczywiście w przypadku tych okresów chodzi tylko o cenę i tłumy. My zwykle wybieramy na wyjazd okres naszych ferii zimowych, które zazwyczaj nie pokrywają się z amerykańskimi. Pogoda w lutym jest świetna, by wybrać się statkiem po Karaibach (na większości wysp temperatura oscyluje wokół 28 stopni), a morze jest spokojne (co ważne dla osób wrażliwych na bujanie).
Skąd wypływać?
Wycieczkowce to na Karaibach potężny biznes, zatem opcji też jest bardzo dużo. Wiele zależy od trasy, która Was interesuje, ale warto byście wzięli pod uwagę poniższe informacje.
Najwięcej możliwości daje Floryda. Statki wypływają głównie z Miami, Fort Lauderdale i Tampy. Jest to też opcja prostsza, jeśli chodzi o podróż z Polski (zwłaszcza, że LOT uruchomi wkrótce bezpośrednie połączenie z Warszawy do Miami). Oprócz dużej podaży różnych tras, zaletą jest też możliwość zwiedzenia Florydy przed lub po rejsie. Wadą tego rozwiązania jest to, że w przypadku dużej liczby tras co najmniej dwa (a najczęściej trzy) dni spędzane są na morzu (tzw. Day at the Sea). Jeśli jest to Wasz pierwszy rejs, nie jest to może wielka wada – na statku zawsze jest co robić. Ale w przypadku kolejnych rejsów może wkraść się delikatna nuda.
Sporo rejsów wypływa z innych portów w USA: Nowy Orlean, Galveston w Teksasie, Baltimore, nawet Nowy Jork. W tych przypadkach dni na morzu jest oczywiście jeszcze więcej. Rejsy z Nowego Orleanu ograniczają się w zasadzie do Meksyku.
Bardzo ciekawą opcję stanowi Martynika i Gwadelupa. Są to terytoria zamorskie Francji, co sprawia, że na tych wyspach panują zasady europejskie (waluta, roaming, itd.). Łatwo jest też się tam dostać (z przesiadką w Paryżu), a same wyspy są powalająco piękne. Głównym armatorem operującym z tych portów jest MSC – firma ta słynie ze świetnego włoskiego jedzenia na statkach (pizza jest genialna).
Ostatni port, który warto wziąć pod uwagę to San Juan w Portoryko. Jest to terytorium USA (potrzebna wiza), podróż tam nastręcza pewnych trudności (zwłaszcza przesiadkowo-czasowych), ale oferta rejsów jest znaczna i odpada kwestia dni na morzu, bo z San Juan jest bardzo blisko na wyspy wschodniej części Karaibów. Dodatkowo można zostać na kilka dni w Portoryko, które samo w sobie jest ciekawą, dość sporą wyspą, słynącą z pięknych plaż.
Którą część Karaibów wybrać?
Armatorzy statków podzielili sobie Karaiby na cztery główne części i zdecydowana większość wycieczek skupia się na jednej lub dwóch z tych części.
Część północna (Floryda, Bahamy, Turks i Caicos, Cancun w Meksyku, Haiti, Dominikana) jest zwykle obsługiwana przez krótkie rejsy z Florydy lub przez rejsy dłuższe, jako jeden z portów po drodze.
Część wschodnia (Portoryko, Wyspy Dziewicze, Martynika, Gwadelupa, Montserrat, Barbados, St. Lucia, St. Kitts, St. Marteen i wiele innych) daje najwięcej różnych możliwości (rejsy z Florydy, Portoryko lub Martyniki/Gwadelupy). Tę część polecamy na pierwszy rejs statkiem po Karaibach, jako że jest chyba najpiękniejsza widokowo, a rejsy mają tu najwięcej przystanków dzień po dniu.
Część południowa (Aruba, Curacao, Bonaire) jest może ciut mniej spektakularna widokowo, ale odznacza się pięknymi plażami, bogatą fauną (flamingi!) i typowym karaibskim luzem.
Część zachodnia (Jamajka, Kajmany, Belize, Honduras, Cozumel w Meksyku) daje możliwość poznania niesamowitej kultury Indian i poczucia klimatu dżungli Ameryki Środkowej.
Armatorzy i statki
My mieliśmy okazję płynąć statkami firm Carnival, Norwegian, MSC i Royal Caribbean. Statki oczywiście różnią się od siebie detalami, ale ogólna jakość w przypadku tych czterech firm jest bardzo wysoka i tak naprawdę nie ma się co skupiać na konkretnej firmie, a raczej na trasie i cenie. Inne znane firmy operujące na Karaibach to Celebrity Cruises, Costa, Holland America, P&O, ale jest ich o wiele więcej. Na początek polecamy jednak jedną z tych znanych – nie spotka Was żadna niespodzianka.
Oczywiście warto przed zarezerwowaniem wycieczki obejrzeć sobie statek dokładnie. Jeśli jedziecie z dziećmi, dobrze wiedzieć, czy dany statek oferuje jakieś dziecięce atrakcje (na wielu statkach są zjeżdżalnie, mini golf, ścianki wspinaczkowe, baseny tylko dla dzieci, ale na niektórych tego nie ma).
Strony armatorów zawierają informacje o statkach wraz ze zdjęciami, ale z naszego doświadczenia wynika, że są to informacje ubogie. Od czego jednak Internet. Polecamy zwłaszcza stronę Cruise Critic (http://www.cruisecritic.com) na której znajdziecie opisy statków i portów docelowych oraz kanały YouTube: Popular Cruising i Cruise Fever, zawierające filmiki ze statków.
Jaką kajutę wybrać?
Z oknem lub z balkonem. Cała reszta to kwestia budżetu, ale zdecydowanie odradzamy wybór najtańszych kajut wewnętrznych (tzw. kajuta z widokiem na lustro). Karaiby są po to, by je oglądać, również z kajuty, a dodatkowo kajuty wewnętrzne są gorsze dla osób wrażliwych na bujanie (nie ma odniesienia do horyzontu) i potęgują uczucie klaustrofobii. Różnica w cenie nie jest bardzo duża (ale oczywiście jest), natomiast różnica w komforcie ogromna.
Standardowa kajuta ma jedno duże łóżko (spokojnie mieszczące dwie osoby dorosłe) i rozkładaną sofę (na której na luzie zmieści się dwoje dzieci do 10 lat). Większość statków oferuje też (bez dodatkowej opłaty) kabiny z dodatkowym łóżkiem dziecięcym wyciąganym z sufitu. Wadą tego rozwiązania jest to, że bardzo często łóżko to znajduje się na poziomie klimatyzatora.
Oczywiście jest też cała masa kajut droższych (na tyle statku, z narożnymi balkonem, z oddzielną sypialnią, z dostępem do SPA, itd.), ale z czystym sumieniem podkreślamy, że zwykła kajuta z balkonem jest absolutnie wystarczająca. Dodatkową wadą kajut na dziobie i rufie jest to, że jest z nich daleko w inne miejsca statku. To może wydać się śmieszne, w końcu to tylko statek – pomyśli zapewne część z Was. Otóż przejście z dziobu na rufę na statku Norwegian Getaway zajmuje prawie 20 minut. Kajuta dwupokojowa jest oczywiście wygodniejsza, zwłaszcza jak ktoś – tak, jak Kamil – pracuje po nocy w związku z różnicą czasu, ale to jest już kwestia czysto budżetowa.
Gdzie i jak rezerwować?
Zdecydowana większość armatorów ma swoje systemy rezerwacyjne, które pozwalają na wybranie konkretnej wycieczki, konkretnej kabiny (wybór z mapy statku) i wszystkich usług dodatkowych. Wyjątkiem jest firma MSC, która na swojej stronie pozwala jedynie na przejrzenie oferty rejsów, ale nie pokazuje cen i nie pozwala na bezpośrednią rezerwację. Tej należy dokonywać poprzez ich agentów w danym kraju (z tego, co sprawdziliśmy MSC pilotażowo pozwala na rezerwację online poprzez swoją stronę w Wielkiej Brytanii).
Rezerwacji można też dokonać przez jedną z dziesiątek stron zbierających oferty różnych rejsów (np. Expedia czy CruiseDeals). Przyznaję, nigdy tego nie robiliśmy, zawsze woleliśmy rezerwować bezpośrednio. Rezerwacja rejsu podzielona jest na dwie główne części: rejs i usługi dodatkowe (dostępne na ogół dopiero po zarezerwowaniu i opłaceniu rejsu). Po wybraniu interesującego nas rejsu, podaniu daty wypłynięcia i liczby osób, przechodzimy do wyboru rodzaju kajuty (wewnętrzna, z oknem, z balkonem, itd.). Po wybraniu rodzaju pojawia się plan pokładu i możemy wybrać sobie konkretną kajutę (zwracamy uwagę, że na ogół kajuty dostępne są na różnych pokładach, warto więc poszukać opcji przełączania widoku pokładu; generalnie im wyżej, tym fajniej). Potem pozostaje już tylko podać dane osobowe i zapłacić depozyt. Większość armatorów pobiera 25-30% kwoty, a resztę należy zapłacić 30-60 dni przed rejsem (armatorzy mają tu różne polityki finansowe).
Usługi dodatkowe można wybrać praktycznie w dowolnym momencie przed rejsem (ale warto dokonać tego jak najszybciej, zwłaszcza w przypadku wycieczek fakultatywnych), polecamy jednak sprawdzenie u danego armatora jakie są ostateczne terminy. Te usługi to przede wszystkim pakiety napojów, wycieczki w portach, dostęp do Internetu, pakiety restauracyjne, pakiety SPA i inne. Szczegóły w następnym punkcie.
Co jest, a czego nie ma w cenie?
Kluczowa kwestia, pozwalająca na stworzenie prawidłowego budżetu wycieczki. Opłata podstawowa zawiera oczywiście kajutę, wyżywienie w formie bufetu i dostęp do większości atrakcji na statku (baseny, siłownia, ścianki, kasyno, klub dla dzieci, itd.). Nie zawiera natomiast żadnych wycieczek fakultatywnych, nie zawiera napojów (zarówno bezalkoholowych, jak i alkoholowych), dostępu do Internetu oraz nie zawiera napiwków. Wyjątkiem jest tu firma Norwegian, która na ogół (ale nie na wszystkich trasach) oferuje rejsy w formacie All-inclusive (czyli w cenie są wszystkie alkohole i napoje bezalkoholowe, Internet i napiwki).
a. Wycieczki
Każdy armator oferuje szeroki wachlarz wycieczek w portach przystankowych. Są to zarówno wycieczki objazdowe, jak i związane z nurkowaniem, czy plażowaniem. Z naszego doświadczenia wynika, że ceny tych wycieczek są bardzo konkurencyjne w stosunku do wycieczek organizowanych bezpośrednio w każdym porcie. Dodatkowo wszystko jest zorganizowane przez armatora, zawiozą, odwiozą i na pewno się nie spóźnią. My polecamy wykup takich wycieczek. Bardzo często postój w danym porcie jest na tyle długi, że poza wycieczką można jeszcze zwiedzić coś na własną rękę. Należy jednak pamiętać, że nie na wszystkich wyspach atrakcje znajdują się w zasięgu spaceru od portu, co może być utrudnieniem.
b. Napoje
Podczas posiłków (a w przypadku np. Royal Caribbean przez cały czas) dostępne są woda, kawa i herbata, (a podczas śniadań soki), ale za wszystkie napoje „barowe” trzeba płacić oddzielnie. I tu pojawiają się pakiety napojów Każda firma ma tu różne opcje, warto te pakiety przejrzeć i samemu ocenić czy warto. Cena standardowego drinka typu Mojito oscyluje wokół 12-14 USD. Puszka coli to koszt około 3-4 USD.
Tu ważna informacja – pierwszego dnia można wnieść na statek swoje napoje (zwykle jest to 12 małych butelek wody plus dwie butelki wina na kajutę), ale z portów po drodze nie można już nic wnieść (jeśli kupicie jakieś napoje, zwłaszcza alkoholowe, zostaną one zdeponowane na statku i oddane Wam ostatniego dnia). Co więcej – polityka armatorów jest taka, że nie można sobie wykupić jednego pakietu na napoje alkoholowe na kajutę. Jeśli kupujemy pakiet, to muszą go wykupić wszystkie osoby dorosłe w jednej kajucie. Z naszego doświadczenia wynika, że pakiety te się nie opłacają, chyba, że ktoś planuje pić na umór i w ogóle nie schodzić ze statku podczas całego rejsu.
c. Internet
Statki oferują dostęp do Internetu i sieci GSM podczas całego rejsu. O ile w przypadku telefonii komórkowej nie trzeba nic robić (telefon sam się zaloguje do sieci statku, opłaty są z grubsza takie, jak w roamingu w USA), o tyle za dostęp do Internetu trzeba zapłacić. Oferta jest zróżnicowana, można płacić za godzinę, można wykupić pakiet na cały rejs, można kupić pakiet na kilka urządzeń, itd. Weźcie jednak pod uwagę następującą rzecz: Internet na statku jest przeraźliwie wolny. Najlepszy dostęp mieliśmy na Royal Caribbean, ale to i tak była szybkość z lat 90-tych.
d. Napiwki
To jest niestety ukryty sposób wyciągania od ludzi kasy. Armatorzy uznali, że w naszym imieniu będą sobie pobierali napiwki dla załogi (no bo niby kto chodzi do baru na basenie z banknotami). Jest to stała kwota (około 15-20 USD za osobę za dzień), która zostanie doliczona do końcowego rachunku na statku. Jak łatwo policzyć, w przypadku trzyosobowej rodziny na tygodniowym rejsie będzie to około 400 USD. Armatorzy często oferują możliwość przedpłacenia tych napiwków (wtedy jest trochę taniej).
Na statku
Wszystko kupione i zapłacone, można się zaokrętować. No, nie tak szybko.
Najpierw (do 3 dni przed rejsem) warto zrobić check-in w systemie armatora – usprawni to proces wchodzenia na statek. Rejsy wypływają zwykle popołudniami lub wieczorami, ale wejść można od 12.00 – 13.00. Po dojeździe do portu duży bagaż zostawiamy u wszędobylskich bagażowych (trzeba go koniecznie dobrze oznaczyć danymi osobowymi i numerem kajuty) i idziemy do budynku terminalu w celu załatwienia formalności.
Najważniejszą sprawą jest podłączenie do swojego konta na statku ważnej (i posiadającej dużo środków) karty kredytowej. Cały pobyt na statku jest bezgotówkowy. Gotówki się nie używa. Każdy podróżny dostaje imienną kartę, która służy jako klucz do kajuty, identyfikator i środek do płacenia za wszystko. Każdego dnia system podsumowuje płatności, dorzuca napiwki (jak pisaliśmy wyżej) i ściąga kwotę z karty (najczęściej blokuje, a ściąga na koniec rejsu). Jeśli na karcie nie będzie środków, może się okazać, że nie możecie się dostać do kajuty i trzeba będzie iść do stanowiska Guest Services i się tłumaczyć.
Po otrzymaniu kart można już iść do kajuty (bagaże dotrą tam same, za jakiś czas, i być może będą obok kajuty, albo może w ogólnych okolicach), można też już korzystać z atrakcji i jedzenia. Jak już wspomnieliśmy jedzenie jest w formie bufetu, można jeść do woli. Różni armatorzy mają różne godziny posiłków, ale w zasadzie można znaleźć coś do jedzenia praktycznie od 6.00 do 24.00 (a na niektórych statkach 24h). Warto zorientować się jakie punkty gastronomiczne są na statku, bo może być ich sporo. Każdy statek jednak ma jedną gigantyczną jadłodajnię z bufetem i barami.
Tu mała uwaga: podczas rezerwacji może pojawić się wybór godziny kolacji. Może to się wydać dziwne, ale jest to rzecz bardzo specyficzna właśnie dla rejsów: otóż kolacje są tu bardzo wytworne i są podawane w specjalnych restauracjach i trzeba przy rezerwacji podać o której z grubsza zamierza się tam zjeść. Jednocześnie jednak standardowa jadłodajnia jest cały czas otwarta i oferta jedzenia jest tam znacznie szersza. My z definicji nie chodzimy na te wytworne kolacje i zadowalamy się kolacją w jadłodajni. Jakoś nie przychodzi nam do głowy zabieranie na karaibską wycieczkę garniturów, sukni balowych i szpilek. Co więcej – w związku z tym, że większość pasażerów chodzi na te kolacje, jadłodajnia jest pustawa.
Każdy statek ma też 5-6 restauracji a’la carte. Są one oczywiście dodatkowo płatne i oferują jedzenie trochę inne od dostępnego w punktach gastronomicznych (np. sushi). Nigdy do żadnej nie poszliśmy…
A poza tym… czas na statku można wypełnić sobie masą atrakcji. Wymienię tylko kilka: baseny, zjeżdżalnie, siłownia, ścieżka do joggingu, ścianka wspinaczkowa, mini golf, boisko do koszykówki, kasyno, sala gier video, SPA, biblioteka, salon gier planszowych i karcianych, wieczory filmowe, przedstawienia teatralne, quizy, lekcje gotowania, nicnierobienie.
Głównym środkiem komunikacji załogi z pasażerami jest gazetka, która jest co wieczór dostarczana do kajuty przez pokojowego. Zazwyczaj informacje w niej zawarte wystarczają, by wiedzieć, co się będzie działo następnego dnia. Są tam informacje o godzinie zawinięcia do portu, a także popołudniowego odpłynięcia; o tym, co się będzie działo na statku; w jakich godzinach będą czynne restauracje i inne atrakcje; o czasie lokalnym i czy przestawiać nań zegarki.
Najważniejsze, by zapoznać się z gazetką pierwszego dnia. Jest tam też informacja o OBOWIĄZKOWYM (dość krótkim) szkoleniu z zasad bezpieczeństwa, ang. muster drill. Wszyscy pasażerowie muszą się na nim stawić w miejscu odpowiednim przydzielonym dla tej części statku, w której znajduje się ich kajuta. Trzeba zapamiętać to miejsce, gdyż jest to właśnie punkt zbiórki, gdyby została zarządzona ewakuacja (in an unlikely event of evacuation). Jeśli chodzi o zasady bezpieczeństwa, to dzieci otrzymują opaski na rękę z oznaczeniem właśnie tego miejsca, żeby załoga statku wiedziała, gdzie je przyprowadzić. Wszystko przemyślane w najdrobniejszych szczegółach!
Drugim kanałem komunikacji z pasażerami jest radiowęzeł, więc nie zdziwcie się, jak podskoczycie nagle dźwięk zawołania; Hola, hola i usłyszycie zaproszenie na quiz przy basenie, czy kiermasz lokalnych alkoholi.
Porty przystankowe i port końcowy
O ile część pasażerów wydaje się średnio zainteresowana tym, gdzie statek akurat zawinął, dla nas jest to główna atrakcja. Wyspy karaibskie są nieprawdopodobnie piękne, widoki są genialne, plaże wspaniałe, ludzie mili, ceny umiarkowane. Życie toczy się tu tak naprawdę w rytmie zawinięć statków. Terminale portowe w zdecydowanej większości są położone bardzo blisko głównego miasta wyspy, wokół są sklepy z badziewiem, alkoholem i diamentami i stoiska lokalnych przewodników. Ze statku wychodzi się tylko z kartą (paszporty lepiej zostawić w sejfie w kajucie). Sposób spędzenia czasu w portach to kwestia bardzo osobista. My lubimy wycieczki objazdowe, ale lubimy też piękne karaibskie plaże. Na szczęście jest wiele wycieczek, które łączą jedno i drugie. Można oczywiście zwiedzać wyspy na własną rękę. W związku z tym, że czas pobytu w porcie jest ograniczony radzimy się do tego dobrze przygotować.
W zdecydowanej większości statki zawijają do portów około 8.00, a odpływają około 17.00 – 18.00. Jedną z ważniejszych rzeczy podczas rejsu jest pamiętanie każdego dnia, o której godzinie należy wrócić na statek. A drugą, by zawsze przed wyjściem na wycieczkę sprawdzić, w którym miejscu statku jest danego dnia wyjście na ląd.
Niektórzy armatorzy (np. Norwegian czy Royal Caribbean) wykupują sobie kawałek lądu na wyspie lub nawet całą wyspę i budują tam zaplecze plażowo-gastronomiczne z różnymi atrakcjami. W katalogu wygląda to jak zwykły przystanek (np. w przypadku Royala jest to Labadee na Haiti), ale jest to strefa prywatna, nie mająca wiele wspólnego z krajem macierzystym (oprócz przyrody, oczywiście). Tego typu przystanki są na ogół czysto rekreacyjne: plaża, drink, pięciuset metrowy lot na linie nad wodą, itd.
Wszystko co dobre szybko się kończy i niestety czas wracać. Zawinięcie do portu końcowego prawie zawsze następuje rano. Większość armatorów życzy sobie, żeby bagaż główny był spakowany dzień wcześniej i wystawiony przed kajutę wieczorem. Niektóre firmy dopuszczają możliwość samodzielnego wyniesienia bagażu, ale nie wszystkie.
W kajucie można sprawdzić swój rachunek (w TV jest specjalny kanał). Warto to zrobić, bo jak coś się nie zgadza, trzeba iść do Guest Services, a tam zawsze są tłumy.
Ostatniego dnia rano można zjeść śniadanie, ale kajutę zwykle trzeba opuścić do 8.30 – 9.00. Potem pasażerowie (siedzący gdzie popadnie) wywoływani są do wyjścia zgodnie z numerem grupy, który to numer przekazywany jest przez obsługę dzień wcześniej. Jeszcze tylko kontrola paszportowa i koniec…
Ile to wszystko kosztuje ?
Niemało. Nie ma co ukrywać, jest to dla Europejczyka droga impreza, bo trzeba do tego wszystkiego doliczyć lot i ewentualne noclegi przed i po rejsie (nie ryzykowalibyśmy np. rezerwacji lotu tak, by lądować w dniu wypłynięcia statku; lepiej być dzień wcześniej).
Oczywiście każdy armator oferuje promocje i w zasadzie trzeba koniecznie się za nimi oglądać (np. Royal często ma promocję polegającą na tym, że dzieci płyną za darmo, a druga osoba dorosła w kajucie płaci 50%). Często promocje oferują też portale typu Expedia. Należy jednak założyć koszt samego rejsu (dla rodziny 3 osobowej z dzieckiem poniżej 16 lat) na poziomie 15.000 – 18.000 zł (może się oczywiście udać taniej). Jest to cena za rejs siedmiodniowy (rejsy najczęściej trwają od 2 do 21 dni). Do tego dochodzi koszt przelotu i wycieczek fakultatywnych.
Czy zatem warto? Obiema rękami piszemy: TAK!!!
ZALETY rejsów statkiem po Karaibach
Statek to taki przemieszczający się hotel, co w podróży, szczególnie z dziećmi, jest bardzo wygodne.
- choć codziennie jest się gdzie indziej, nie trzeba pakować bagaży, nosić ich i znowu rozpakowywać
- nie trzeba także martwić się o posiłki (co, gdzie, kiedy, jak?)
- nie traci się czasu na kontrole paszportowe, wizy czy inne dokumenty, pasażerowie statku przy wyjściu okazują jedynie swoją kartę, paszporty bezpiecznie zostają w kajucie
- codziennie rano budzicie się w tym samym łóżku, ale z innym widokiem za oknem
- w krótkim czasie można zwiedzić wiele wysp, samodzielna organizacja transportu między nimi byłaby bardzo kłopotliwa, a podróż dużo dłuższa i droższa
- podróżowanie statkiem nie jest męczące, jest wręcz relaksujące; można się odciąć od Internetu (który działa dość wolno i jest kosztowny) i wpatrywać w horyzont
- dzieci kochają statki, a załoga statku kocha dzieci
Na pewno zalet jest więcej, ale dla nas to te najważniejsze. Oczywiście, jak każdy środek transportu, rejs ma swoje wady. Trasa jest odgórnie zaplanowana przez armatora i nie mamy na nią wpływu. W portach spędza się wiele godzin, ale rzadko wieczory, więc nie poznaje się nocnego życia odwiedzanych miejsc (co ciekawe, wiele z tych miejsc zamiera po odpłynięciu statku, więc niewiele się traci). Spożywa się mniej lokalnych posiłków. Nam zdarza się na wyspach zjeść lunch lub przekąskę, ale większość posiłków jemy na statku. Część wycieczek (głównie te katamaranem) ma wliczony w cenę lunch i z naszego doświadczenia wynika, że podawane są wtedy lokalne potrawy.
Naprawdę ciężko nam znaleźć więcej wad, bo w rejsach jesteśmy zakochani. Niektórzy śmieją się, że na rejs trzeba zabrać ze sobą suknię balową. Owszem, dużo ludzi ma ze sobą eleganckie stroje i tak ubrani spędzają wieczory. Jak ktoś ma ochotę, proszę bardzo. Równie dobrze można takich ludzi nie spotkać i przechodzić cały czas w havaianasach i krótkich spodenkach, co polecamy! Choć warto zabrać ze sobą coś cieplejszego. Na statku jest klimatyzacja i szczególnie wieczory są chłodne!
Mamy nadzieję, że Was zachęciliśmy, by wyruszyć na morze, Karaibskie. Chcieliśmy się z Wami podzielić wszystkim, co wiemy, aby ułatwić Wam decyzję i organizację wyjazdu. Jeśli macie pytania do tego, co napisaliśmy, chętnie odpowiemy. O rejsach możemy w nieskończoność.