Kończy się kolejny rok. Chwilami mamy wrażenie, że niedawno się zaczął, ale z drugiej strony tyle się wydarzyło, że sami się dziwimy, ile można zrobić w 12 miesięcy. Przyszedł czas na podsumowania. Ale nie będzie tu listy najfajniejszych wyjazdów. Oto lista najlepszych koncertów 2018 roku.

Pisze Kamil:

14 (bo to moja szczęśliwa liczba) najważniejszych koncertów 2018:

1. Trasa Pearl Jam (Londyn, Padwa, Praga, Kraków)

London Underground

Nie mogło być inaczej. To była fenomenalna trasa, nam się udało zobaczyć. 4 koncerty (Londyn, Padwa, Praga, Kraków) i najbardziej niesamowite było to, jak te koncerty się od siebie różniły (setlistą, organizacją, reakcją fanów, oczywiście salą, itd.). Ale i tak wszystkim rządził zespół – najlepszy zespół na świecie.

Eddie Vedder (Pearl Jam)

2. Sevendust w Southampton

Soundcheck Sevendust

W 1997 roku na Wydziale Matematyki, Informatyki i Mechaniki Uniwersytetu Warszawskiego uczestnicy seminarium z Metod Numerycznych mieli dostęp do bardzo szybkiego Internetu (z grubsza 2G, hehe). Format MP3 raczkował, ciężko było cokolwiek ściągnąć, ale były tzw. serwisy FTP na których coś tam można było znaleźć. Jak się znalazło np. folder „ROCK”, ściągało się wszystko, co tam było (przez całą noc). W ten sposób poznałem Sevendust.

Pierwszą ich płytą, którą przesłuchałem było „Home”. I nic już nie było takie samo. To jest mój klejnot, moja kapela, moje najzajebistsze riffy, moje motto (I need a day to reconnect). Wtedy szansa, że ich zobaczę na żywo była zerowa. Ale się udało. W UK, kilka razy w USA, w Polsce. Teraz znów przyjechali do Wielkiej Brytanii, a my zaczęliśmy ten koncert o 15.00 od soundchecku i krótkiego spotkania z zespołem. Z pięcioma normalnymi kolesiami, z pizzą Dominos w łapie i śmichami-chichami ze wszystkiego. A po koncercie o energii dwóch elektrowni atomowych przyczailiśmy się jak jacyś groupies koło ich autokaru, a oni przywitali nas jak znajomych, przytulki, żarciki i ponad godzina rozmowy (oraz numer telefonu z nakazem kontaktu). Po to własnie się żyje!!!

Kamil z Sevendust

3. Riverside w Hamburgu

Prezent dla Zu, ale i dla mnie, bo po dwóch koncertach polskiej trasy (Gdańsk i Łódź) czułem spory niedosyt. Riverside stworzyło prawdziwe muzyczne misterium. Przemyślana setlista, świetny humor, kontakt z publiką, niesamowite chóralne śpiewy, doskonałe nagłośnienie. No i pierwszy rząd. A po koncercie okazało się, że (jak mówi anglosaskie powiedzenie) good things come to those who wait: zespół pojawił się w sali koncertowej, jak już prawie wszyscy wyszli. Były zdjęcia, rozmowy, zero gwiazdorzenia. Mariusz Duda zapytał nas, czy mieszkamy gdzieś w okolicach Hamburga. Po usłyszeniu, że owszem nie, przyjechaliśmy z Warszawy specjalnie dla nich, z jego ust padł najfajniejszy komplement: krejzole 😀

Riverside – zdjęcie zespołu

Kamil z Michałem Łapajem

4. Counting CrowsLive w St. Louis, MO

Muzyka Counting Crows ma dla mnie znaczenie chyba wręcz metafizyczne. Adam Duritz jest chyba najlepszym tekściarzem jakiego znam, jego strumienie świadomości wyśpiewywane z autentycznymi emocjami zupełnie mnie rozwalają. Rok temu grali przed Matchbox 20. W tym roku – na swoje 25 lecie – grali jako gwiazda (jako support Ed Kowalczyk z grupą Live, której pierwsze 3 płyty skatowałem w liceum do cna). I zagrali, jakby znów był 1993, jakby tamte emocje młodych, niedoświadczonych ludzi, wróciły, może przefiltrowane, ale ciągle prawdziwe. A opowieść o młodym chłopcu rzucanym po różnych miastach w związku z ciągłymi zmianami pracy przez jego ojca wywołała dreszcze, których nie zapomnę nigdy. This is Omaha…

5. Clawfinger w Berlinie

Obstawiam, że dziadkom skończyła się kasa i musieli coś zagrać, żeby zapłacić z prąd w Szwecji. I zagrali. Jakby czas się zatrzymał 25 lat temu. Nie wiem co oni biorą, ale na pewno nie biorą jeńców. Dowalili takim powerem, że ludziom buty pospadały. A jak Zak rzucił się ze sceny na ręce publiki, owa publika eksplodowała (mimo, że byli to ludzie 40+).

Clawfinger

6. Anathema w Amsterdamie

Jak powszechnie wiadomo Anathema to jeden z najważniejszych dla nas zespołów i jeździmi za nimi tu i tam. Jednak ich ostatni koncert w Polsce był taki sobie (delikatnie rzecz ujmując), więc informacja o dwóch koncertach w Holandii i kilku w UK jakoś nie wzbudziła mega entuzjazmu. Okazało się jednak, że grupa chce wypróbować nowy format – Ambient Acoustic. No to co było robić, jedziemy. I okazało się, że było nad wyraz dobrze. Grupa, wspomagana przez Mike St. Jeana, Daniela Cardoso (nominalnie ich klawiszowco-perkusisty) i Annę Phoebe z projektem AVA, dała świetny, przemyślany koncert, no i nie strzelali fochów przez cały czas.

7. Roger Waters w Gdańsku

Część pakietu świątecznego, polegającego na zmuszeniu naszych rodziców do jeżdżenia Pendolino i zwiedzania Trójmiasta. Widziałem ten show w zeszłym roku w Cleveland, ale nigdy bym nie darował sobie zobaczenia Rogera w Polsce (byłem na jego wszystkich poprzednich koncertach). Nie zawiodłem się. Gigantyczne, mocno polityczne show, ponadczasowe piosenki, nieskazitelna produkcja i ten głos…

Roger Waters

8. Anneke van Giersbergen z Residentie Orkest w Hadze

 

Anneke

Najpiękniejszy żeński wokal wszech czasów. Anneke nie ma sobie równych, no nie ma. Mogłaby śpiewać książkę telefoniczną (podobnie jak Eddie Vedder i Maynard James Keenan). Tym razem postanowiła zaaranżować różne swoje piosenki i kilka coverów na głos i orkiestrę. Dało to wynik oszałamiający, niebywały, fantastyczny. Jedno z największych zaskoczeń tego roku, owacje!

Anneke

9. A Perfect Circle w Berlinie

Koncert połączony z bieganiem po Berlinie w towarzystwie przyjaciół. Nie wiedziałem czego się spodziewać, a to chyba najlepsze podejście w przypadku koncertów. I dostałem wycyzelowane show (w dobrym tego słowa znaczeniu) w pięknej scenerii podberlińskiej cytadeli. I bez wszechobecnych telefonów i aparatów, bo zespół zabronił. I można było się skupić na muzyce i głosie Maynarda. A dodatkowy smaczek miało to, że dzień później mieliśmy zobaczyć Pearl Jam w Londynie – dwa najlepsze wokale Wszechświata w dwa dni.

10. Bon Jovi w Newark, NJ

Podczas pobytu w USA pojawiła mi się reklama koncertu Bon Jovi w Newark, New Jersey. A przecież New Jersey to ich dom. Byłem przekonany, że bilety wyprzedały się 18 lat temu i tak było, ale mają tam takie fajne oficjalne platformy wymiany biletów i okazało się, że ktoś nie może, więc możemy iść pojutrze na Bon Jovi w New Jersey. Cóż za farcik, że akurat byliśmy w NYC, a z NYC do Newark jest 20 minut pociągiem (i 20 lat wstecz w czasie). Liczyłem na lekko zramolały zestaw balladek i odwalenie szybkiej fuchy, a tu ponad dwugodzinny koncert, Jon skacze jak oszalały i trzyma jedną ręką całą publikę za jaja. Wielkie zaskoczenie, super koncert, polecam tym, którzy nie są pewni, czy iść na ich występ w Polsce.

BonJovi

11. Illusion w Warszawie

Zespół Illusion wydał nową płytę i ruszył w trasę. Na koncert w Warszawie trzeba iść, takie są zasady muzykowania. Widziałem ich chyba z
15 razy i nigdy mi się nie znudzi, a teksty Lipy są ciągle świeże i ciągle żałuję, że ich nie zapisuję. No i jak zwykle w Warszawie zagrali
3 bisy. Raz cztery O 🙂

illusion

12. VuuR w Krakowie

Anneke van Giersbergen to kobieta zajęta. W zeszłym roku stworzyła projekt metalowy o nazwie VuuR i w lutym przyjechała z nim do Polski, do jakiegoś anonimowego i mikroskopijnego klubiku w Krakowie, znanego z tego, że wszystko zasłaniają filary. Na szczęście przepuszczają muzykę, a ta, to potężna mieszanka riffów i mocnego wokalu. No i pojawiają się na setliście covery The Gathering, wywołując żywą reakcję publiki. Tak zwane dobre granie.

Vuur

13. Fish w Warszawie

Fish do Polski zagląda często, tym razem w ramach rocznicy płyty Clutching At Straws i wydania nowej EPki. Widać, że mu tu dobrze, często wspomina o jego przyjaźni z Piotrem Kaczkowskim z Trójki, ma też do siebie spory dystans, bo nie wstydzi się tego, że teksty śpiewa z kartki. Dużo opowiada, dużo rozmawia z publicznością, a przede wszystkim śpiewa o całym smutku tego świata. Poprzedni koncert zawierający całe Misplaced Childhood zupełnie mnie zabił. Teraz byłem lepiej przygotowany, ale i tak prawie umarłem. Misterium.

14. Shinedown w Warszawie

Taka niby kapelka z USA, co to ich balladki w radiu grają, takie niby słodkie chłopaczki, a jak wyszli i rypnęli, to ludzie się nogami nakryli. Jeden z najbardziej energetycznych koncertów na jakich byłem, a moment, w którym Brent Smith zszedł ze sceny i przeszedł przez całą Stodołę do ostatnich rzędów, żeby przekonać siedzących na antresoli ludzi do skakania był jednym z najlepszych momentów koncertowych ever.

Shinedown

————————

Pisze Zuza:

1. Riverside, Hamburg – 14 listopada

Riverside – zdjęcie by Shirin Kasraeian

To był wymarzony koncert odkąd Riverside ogłosiło trasę. Jednak przy naszym napiętym grafiku wydawał się niemożliwy do zobaczenia. Koncerty ukochanych muzyków w dzień urodzin powoli robią się moją tradycją (Anathema 2017, Temple of the Dog 2016). Kamil stanął na wysokości zadania i zorganizował jednodniowy wypad do Hamburga. Setlista nie była niespodzianką, bo na całej trasie była taka sama. I dobrze, bo jest po prostu idealna. Znowu się mogłam pozachwycać i wzruszać. Radość niesamowitą sprawiło mi to, jak bardzo polski zespół oklaskiwany był zagranicą. O tym, co się wydarzyło po koncercie nawet nie marzyłam. Rozmowy z członkami zespołu, wspólne zdjęcia i przede wszystkim życzenia urodzinowe od każdego z nich. Tego nic nie przebije.

Zu z Mariuszem Dudą

2. Pearl Jam, Kraków

Tym razem udało się nam być na czterech koncertach europejskiej trasy. Ale ten był wyjątkowy, bo był w Polsce. Drugi rząd pod sceną – ukochani muzycy na wyciągnięcie ręki. Usłyszałam wreszcie Garden – moje marzenie od lat. Eddie mówiący po polsku jest ogromnie wzruszający i zabawny, szczególnie jak na koniec przedstawiania zespołu mówi z amerykańskim akcentem: „i ja”. Duże znaczenie miało też dla mnie poparcie zespołu dla Strajku Kobiet – wyświetlenie logo protestu na ogromnym telebimie. Pearl Jam od zawsze jest zaangażowany politycznie i społecznie. Podziwiam ich za to i za to, że interesuje ich sytuacja w państwach, które odwiedzają.

Eddie Vedder

3. Riverside, Warszawa

To największy koncert Riverside, w jakim miałam okazję uczestniczyć. Jednak gdy stałam w pierwszym rzędzie, miałam chwilami wrażenie, że jestem tam tylko ja i zespół. To była magia. Muzyka, światła, intymność w tłumie.

Publiczność Riverside w Warszawie – zdjęcie by Robert Grablewski

4. Anneke van Giersbergen, Haga
To była wyjątkowa uczta muzyczna. Do niedawna nie byłam wielką fanką żeńskich głosów, delikatnie rzecz ujmując. Od kilku lat zmienia się to dość powoli. Anneke jest od dawna jednym z niewielu wyjątków. Uwielbiam ją przede wszystkim za energię i pasję, z którą występuje. Tym razem w niecodziennym towarzystwie orkiestry symfonicznej. Koncert został zarejestrowany i wydany jako album Symphonized. Polecam!

Anneke

5. Sevendust, London

Sevendust to głównie moc, energia i emocje. Oba koncerty z grudniowej trasy po UK przypomniały mi atmosferę czwartkowych imprez Hard Zone. Miałam dwadzieścia kilka lat i silę bawić się do rana, a następnego dnia iść na uczelnię. Niesamowite jest to, że muzycy Sevendust nadal mają tyle sił, by bawić się na scenie, co 15 lat temu. Zapoznanie się z zespołem dzień wcześniej, zaowocowało tym, że zwrócili się do nas bezpośrednio ze sceny, i to dwa razy. Takie rzeczy się po prostu nie dzieją. Moment, kiedy basista zespołu idzie w twoją stronę ulicą z otwartymi ramionami, przytula Cię i dziękuje Ci, że bawiłaś się na koncercie – bezcenne!

Zu z Lajonem Witherspoonem, wokalistą Sevendust
Kamil z Clintem Lowerym

6. Anathema Ambient,  Amsterdam

Setlista

Moja ukochana Anathema w innym wydaniu. Powiew świeżości. Nowe aranżacje. Uzdolnieni goście – ukłony dla Anny Phoebe z AVAmusic za niezwykłą grę na skrzypcach.

Anna Phoebe

7. A Perfect Circle, Kraków

W tym roku miałam szczęście dwa razy zobaczyć A Perfect Circle. Czekałam na te koncerty od 18 lat. Maynard z Toolem grywał choć trochę i od pamiętnych pierwszych dwóch koncertów w Polsce w 2001 roku widziałam ich kilka razy. Na APC długo musieliśmy czekać, ale było warto. Berlin i Kraków w tym samym roku. Berlin był pierwszy, ale Kraków bardziej magiczny. Oświetlenie bardzo intymne, wokalista prawie niewidoczny, co jeszcze wzmacniało odbiór wokalu, a jest to jeden z najciekawszych wokali wszech czasów w muzyce. Setlisty obu koncertów zbliżone, jednak to w Krakowie zagrali Judith i to wystarczyło, by się popłakać ze wzruszenia.

Pozwolono robić zdjęcia na ostatnim kawałku

8. Roger Waters, Gdańsk

Dość rzadko chodzę na stadionowe koncerty, a jeśli tak to jest to Pearl Jam. Ten rok przyniesie trochę zmian, bo już mamy bilety na kilka dużych koncertów. Zdecydowanie wolę małe kluby, ale z niektórymi muzykami inaczej się nie da. Wielkie gwiazdy grają tylko w gigantycznych halach. Koncerty stają się wielkimi show, często muzyka schodzi na drugi plan. Całe szczęście inaczej jest u Rogera Watersa. Jest show, są fajerwerki wizualne, ale one tylko dopełniają mistrzostwo muzyczne. Każdemu życzę tyle zdrowia, siły i sprawności, co ma Waters. Patrzyłam i słuchałam jak zaczarowana. To był cudowny wieczór zakończony nocnym spacerem po Gdańsku. Ponadto wieczór wzbogaciło przypadkowe spotkanie z Mariuszem Dudą, wokalistą Riverside, który zajmował miejsce wśród publiczności niedaleko nas.

Roger Waters

9. Gary Numan, Warszawa

Tego koncertu nie było w planach. Jeszcze niedawno nie znałam twórczości Numana, może poza kawałkiem Cars (w wersji Fear Factory). Tydzień przed koncertem przesłuchałam najnowszą płytę i od razu się w niej zakochałam. I właśnie te nowe kawałki to były najlepsze momenty wieczoru (no i wspomniane wyżej Cars). Dobrze jest czasem spróbować czegoś nowego, poznać nową stylistykę, zobaczyć jak bawią się inni, szczególnie oddani fani. Poszerzanie horyzontów muzycznych może zaowocować nową fascynacją i pozwala inaczej spojrzeć na to, co lubiło się do tej pory.

10. Bon Jovi – Newark, New Jersey

Tu też pojawiłam się trochę przez przypadek, a bardziej przez sentyment. Tak się złożyło, że już mieliśmy zaplanowany wyjazd do Nowego Jorku, kiedy okazało się, że w tym czasie Bon Jovi będzie grał w Newark. Nie mogliśmy tego nie wykorzystać. Chociaż od lat nie słucham już tej muzyki, to jednak nadal gdzieś jest w moim sercu. Bon Jovi to pierwszy rockowy zespół, w którego słuchanie się zaangażowałam. Podstawówka, jakaś 5 czy 6 klasa, Bravo, Popcorn, plakaty nad łóżkiem, kasety kupowane na rogu Puławskiej i Olszewskiej z łóżka polowego, nagrywanie teledysków z telewizji na VHS, dyskoteki klasowe, dyskoteki na koloniach… To wszystko wróciło do mnie, gdy stałam w Prudential Center i słuchałam Keep the Faith. Gdyby ktoś wtedy w 1993 powiedział mi, że za 25 lat będę na koncercie Bon Jovi w New Jersey (ich stanie rodzinnym), to chyba wysłałabym tę osobę na leczenie w jakimś odosobnieniu. A tu proszę…